Prolog



    Siedziałam na fotelu i gapiłam się w okno. Na dworze był mróz i padał śnieg. Trochę dalej było widać małe dzieci, lepiące bałwana, lub rzucające w siebie śnieżkami. Wpatrując się w płatki śniegu rozmyślałam o swoim życiu. Jak byłam w domu dziecka wmawiałam sobie każdego dnia, że nie jest tak źle, że mogło być jeszcze gorzej. Poznałam tam pewną dziewczynę, która miała też trudne dzieciństwo. Jej ojciec upił się na śmierć, a matka zmarła gdy miała 5 lat. Muszę przyznać, ale później miała większe szczęście ode mnie. Kiedy miała 15 lat ktoś ją adoptował, a ja siedziałam w tym pieprzonym domu dziecka i czekałam, aby ktoś mi też pomógł. Niestety tak się nie stało. Gdyby nie ona teraz nie miałabym dachu nad głową. W domu dziecka przyjaźniłyśmy się  od dziecka, od kiedy tylko się spotkałyśmy.
     Ona nazywa się Rose i jest jedyną osobą, na którą mogę liczyć i której mogę zaufać. Niektórzy mówią, że tylko te osoby, które miały podobne przeżycia, potrafią się zrozumieć nawzajem. I to jest prawda. Niektórzy, nie potrafią zrozumieć jak życie potrafi być dla niektórych trudne.. Gdy spaceruję po ulicach Londynu wszędzie widzę szczęśliwych ludzi, radosne rodziny, tylko dlaczego ja muszę mieć takiego pecha ? Często zadaję sobie pytania : dlaczego ja ? Co ja takiego zrobiłam ? Czy to źle, że chciałam odrobiny szczęścia ? Niestety prawda jest taka, że nie mogę cały czas rozmyślać nad swoim życiem.  Muszę wziąć się w garść, bo przecież nie mogę cały czas zawracać głowy dla Rose. Muszę poszukać jakiejś pracy, a nie użalać się nad sobą...
    - Ej, Alex już wróciłam. - usłyszałam jak Rose wchodzi do domu. Co robisz ?
- Tak tylko rozmyślam... - odpowiedziałam
- Ehh.. Alex musisz przestać rozmyślać nad sobą. Musisz się pogodzić ze swoim losem. Wiem jakie to jest dla ciebie trudne, ale spróbuj. Zobaczysz, że warto. - uśmiechnęła się do mnie.
- Masz rację... Nie mam zamiaru spędzić całego życia wpatrując się w okno i patrzeć na szczęście innych. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Widzisz ? Ja cię zawsze potrafię pocieszyć. - Zaczęłyśmy się obydwie śmiać.
- Ej idziemy na spacer ? W końcu przestał padać śnieg.
- Dobry pomysł. Choć do parku.
       Spacerowałyśmy po zaśnieżonym chodniku, aż w końcu usiadłyśmy na ławce w parku.
- Wiesz, trochę tak mi głupio, że ciągle mieszkam u ciebie... - Powiedziałam gapiąc się w brudny śnieg leżący na ledwo zakrytej ziemi.
- Dlaczego ci głupio ? Przecież możesz u mnie mieszkać póki nie staniesz na własne nogi. - odpowiedziała zdziwiona tym co powiedziałam.
- No wiem, ale wiesz tak bym zamieszkała u ciotki, lub u babci, ale nie mam tu nikogo oprócz ciebie... - stwierdziłam z żalem.
- I właśnie z tego powodu chcę ci pomóc. Od zawsze cię rozumiem i nie zostawię cię sama.
Tym co powiedziała na prawdę mnie pocieszyła. Co ja bym zrobiła gdyby nie ona ? Cóż na to odpowiedzi nigdy nie znajdę, ale wiem ze muszę znaleźć jakąś pracę...

I jak podoba się ? :) Nie miałam za bardzo weny i jakoś nie za bardzo to mi się podoba... A wy jak uważacie ? Proszę, aby każdy kto to czyta ( jeżeli ktoś chociaż to czyta ) zostawił komentarz. I Rozdział napiszę już nie długo, postaram się jak najszybciej ale nic nie obiecuję :D
 

1 komentarz: